Bullet Train – japońska akcja, wykonanie amerykańskie

Share

Jeżeli kochacie Brada Pitta to dobrze trafiliście, ponieważ to właśnie on zagrał główną rolę w filmie „Bullet train”. Nie będziemy was długo trzymać w niepewności i powiemy, że dość wartka akcja, ale film jest… całkiem niezły, ale mógł być lepszy. Miłośnicy akcji nie powinni być zawiedzeni, bo to przyjemne kino, w którym nie brakuje emocji. Nie będziemy wam dłużej mówić o naszych emocjach, a skupmy się w końcu na konkretach, bo przecież na to czekacie. Nie zatrzymujemy was, chociaż wątek pociągu jest dla tego filmu kluczowy – zaczynajmy!

O czym mówi scenariusz Bullet Train? Co nas czeka?

W pierwszej kolejności powiemy, że „Bullet Train” jest filmem akcji, chociaż nie brakuje w nim wątków humorystycznych. Za reżyserię odpowiada David Leitch, a za scenariusz Zak Olkiewicz. Głównym motywem filmu jest to, że piątka morderców jedzie z Tokyo do Morioki. Jako że są zabójcami, to dostają kolejne zlecenie na sprzątnięcie innych, ale okazuje się, że one są ze sobą powiązane i mają się zabić nawzajem. Wniosek za to jest prosty – tylko jeden może przetrwać, a widz musi czekać na to, który z nich wyjdzie żywy na stacji końcowej. 

Bullet Train
Bullet Train / Sony Pictures Entertainment (SPE)

Co do obsady, to główną rolę zagrał Brad Pitt, który (mały spoiler) wypadł naprawdę dobrze. Ponadto na ekranie pojawia się Sandra Bullock w roli Marii, ale również można zobaczyć Joey King czy Aarona Taylora-Johnsona. Akcja jest naprawdę zwarta i czas przeznaczony na projekcję nie jest zmarnowany, a zabawy zdecydowanie nie brakuje. Nie będziemy wam mówić, że sam scenariusz powala na kolana, bo kogo mogłoby zachwycić to, że 5 morderców siedzi w jednym pociągu i ktoś musi wygrać, by wysiąść żywym? Jest to więc pomysł oklepany w kinie, ale gdyby nie gra aktorska, to z filmem mogłoby być o wiele, wiele gorzej. Na szczęście gra jest naprawdę świetna i widać to po ocenach krytyków, którzy nie zawsze mówią o tym filmie z zachwytem, ale co do gry aktorskiej nie można mieć żadnych zastrzeżeń.

Widz od pierwszego momentu stara się utożsamiać z którymś z przestępców, ale piękne jest to, że każdy jest inny. Nie brakuje tutaj żartów, które są wręcz idealnie umieszczone w tym filmie i oddają charakter tego dzieła. Często nawet intrygi schodzą na drugi plan, a dialogi pomiędzy Biedronką (Brad Pitt) i Cytryną (Brian Tyree Henry) napędzają film. Czasem nawet można mieć nieodparte wrażenie, że jest to bromance. Tak więc widzowie kochający „Szklaną pułapkę” chętnie odnajdą się w tych klimatach. Kino Leitcha jest dynamiczne i tak również tutaj jest to widoczne gołym okiem.

Nie ma co czego się przyczepić, chociaż parę „ale” się pojawia

Jak zapewne zauważyliście z tego, co mówiliśmy wcześniej, jest dobrze, chociaż mogłoby być lepiej. Nie ma tutaj żadnego przejaskrawiania – zabójcy wyglądają normalnie, jak każdy z nas, chociaż każdy z nich ma inny charakter. Ciekawym zabiegiem jest to, że pomimo tego, że jesteśmy w Japonii, to liczba obcokrajowców jest duża, a nawet naszym zdaniem zbyt duża. Być może właśnie to ma podkreślać charakter tego, że zło jest dookoła nas? Nieważne, to tylko detale, a nawet trzeci, czwarty i piąty plan. Miejsce realnych postaci zajmują postacie bajkowe, nie brakuje też złych momentów, które spłycają dzieło do popkultury bezguścia, które obecnie panuje na całym świecie.

Pomimo tego, że jesteśmy w Japonii, to tej Japonii nie ma zbyt wiele i można się czuć jakbyśmy przenieśli kulturę amerykańską na „Kraj Kwitnącej Wiśni”. Wydaje się więc, że jest to kolejne wpychanie nas do świata USA, który jest odległy od tego japońskiego i widz może mieć pewne kontrasty nie wywołujące wielu pozytywnych emocji. Doskonała gra Brada Pitta może lekkim cieniem rzucać się na sceny walki wyglądające dość leniwie, ale można to również postrzegać jako zaletę, ponieważ wyraźnie widać, że przychodzi mu to lekko, ponieważ i tak wie, że pokona innych. David Leitch stworzył naprawdę kawał fajnego filmu, o którym nie będzie się pamiętać latami, ale jednak emocji podczas oglądania nie brakuje. 

Recenzja Bullet Train
Recenzja Bullet Train / Sony Pictures Entertainment (SPE)

Rzecz, czyli główna akcja dzieje się w Shikansenie, a czasem można mieć wrażenie, że nie jest to super szybka kolej, ale raczej takie PKP Intercity, które rozpędza się, rozpędza i nagle wie, że za chwilę trzeba zwolnić, a przecież Japończycy są znani z tego, że ich filmy są mocno ekspresyjne i kładą spory nacisk na to, by widz był cały czas bodźcowany. Po raz kolejny powiemy, że to dobry film, ale czym bliżej końca, tym można odnieść wrażenie, że filmowi brakuje polotu i scenarzysta miał mało czasu, by zakończyć go, ponieważ ktoś wyżej czekał na gotowy projekt. Pojawia się monotonia, która nie pobudza filmu.

W filmie chciano upchać chyba zbyt wiele i nie do końca się to udało. Całość jednak wygląda naprawdę okazale i jest to dzieło warte uwagi i mamy nadzieję, że ten czas nie będzie dla was zmarnowanym. Mamy jednak nadzieję, że będziecie wypoczęci i nie będziecie go oglądać wieczorem, bo może wam się przysnąć. Całość ratują jednak kreacje aktorskie – aż nie chciałoby się pisać tej recenzji, gdyby w ich miejsce pojawili się inni aktorzy, bo pewnie byłaby to klapa.