Kolejna część świątecznej sagi na miarę amerykańskich filmów bożonarodzeniowych, czyli „Listy do M. 5”

Share

Kiedy wszyscy spodziewaliśmy się, że „Listy do M.4” będą ostatnią częścią bożonarodzeniowej serii, Łukasz Jaworski zaserwował widzom kolejną porcję świątecznych perypetii. Przedstawiona na ekranie rzeczywistość z radosnymi ludźmi w zatłoczonych centrach handlowych, dla których liczy się tylko życie miłosne i szczęście rodzinne, ma niewiele wspólnego z czasem obecnym, kiedy wszyscy walczymy z inflacją i skutkami toczącej się za wschodnią granicą wojny. Film ten szybko został skrytykowany za przydługą reklamę rodzimego sklepu jubilerskiego. Inni zaś z niecierpliwością czekali na kolejną część świątecznej sagi, która zabierze ich do okrytej śnieżnym puchem krainy.

Kilka słów o fabule

Mel dochodzi do siebie po zakończeniu związku z Dagmarą, którą widzowie mogą pamiętać z poprzedniej części serii. Przestaje płacić czynsz i musi wyprowadzić się z obecnego mieszkania. Mężczyzna błąka się po ogarniętej świąteczną gorączką zakupów stolicy. Matka uważa, że jest nieudacznikiem i nie zamierza przyjąć go do domu. Gdy jego los wydaje się beznadziejny, niespodzianie zostaje wzięty za bohaterskiego i odważnego Mikołaja, któremu udało się uratować ludzkie życie.

Listy do M. 5 recenzja / Kino Świat
Listy do M. 5 recenzja / Kino Świat

Szczepan i Karina zaś wybierają się razem w odwiedziny do zamożnego wuja, by poprosić go o zdjęcie dla ich córki, która przygotowuje drzewo genologiczne ich rodziny. Na miejscu para spotyka pozostałych krewnych, którzy w związku z wypadkiem samochodowym wujka, zjawili się w jego domu, by zagarnąć jego majątek.

Sprawdź również serial Minuta Ciszy

Powtórka z rozrywki czy jednak coś nowego?

Kolejna część cyklu „Listy do M.” prezentuje kilka równoległych wątków fabularnych ze znanymi już aktorami, którzy skradli serca widzów na tle warszawskich ulic i plenerów. W najnowszym filmie nie zabrakło również świątecznego kiczu, dobrze znanego z amerykańskich produkcji. Reżyser przeniósł większość bożonarodzeniowych rytuałów i tradycji na ekran, przy okazji je komercjalizując i podrasowując. Pomimo że w filmie występują ci sami bohaterowie, to piąta część nie jest bezpośrednią kontynuacją wątków, które można było obejrzeć wcześniej. Zgromadzoną na sali kinowej audiencję zabawia poczciwy Wojciech, w tej roli Wojciech Malajkat, a także kombinator o wielkim sercu Lucek, w którego z kolei wcielił się Janusz Chabior.

Nie zabrakło również cieszącej się sympatią widzów trójki bohaterów Kariny (Agnieszka Dygant), Szczepana (Piotr Adamczyk) oraz Melchiora (Tomasza Karolaka). Świeżości nadaje kilka nowych twarzy: Anna (Aleksandra Popławska), Maurycy (Jan Peszek) czy Przemek (Mateusz Banasiak). Choć niektórzy z bohaterów wciąż popełniają te same błędy, ufają bezgranicznie i kochają całym sercem, to jednak widać, że wyciągnęli wnioski i są gotowi zawalczyć o swoje szczęście. Nowi aktorzy starają się zdobyć sympatię wiernych widzów i przekonać do siebie tych nowych. Zarówno tematyka, atmosfera i dowcip są kontynuacją schematu, który już doskonale znamy.

Dobry humor, świąteczny kicz i okazja do refleksji

Seria cieszy się sympatią z uwagi na doskonale prowadzone wątki komediowe i romantyczne. „Listy do M. 5”, tak samo jak poprzednie części, wprawiają w dobry humor. Zabawne scenki, dialogi czy żarty wywołują śmiech, który udziela się na sali kinowej każdemu. Na szczególną uwagę zasługują sceny z udziałem duetu Dygant-Adamczyk. Wiele wątków komediowych ma związek z charakterem poszczególnych postaci, które spotykają się w święta. To właśnie ten kontrast okazuje się strzałem w dziesiątkę. Wiele osób, które wybierają się do kina na seans przy wyborze kieruje się tym, czego oczekuje od filmu. Jeżeli ktoś szuka dobrego humoru, to produkcja ta jest dla niego.

Wbrew pozorom znamy też wielu miłośników filmów o tematyce świątecznej, z których słyną Amerykanie. Produkcja Jaworskiego jest więc ciekawym wyborem dla fanów przygotowań do świąt, ubierania choinki czy ciepłej, rodzinnej atmosfery. Na uwagę zasługują także nienachalne wątki sentymentalne, które skłaniają do refleksji. Okazuje się, że bohaterowie, którzy wydają się pewni siebie, mroczni czy samowystarczalni, także potrzebują bliskości i towarzystwa.

Zobacz także czy warto obejrzeć Bullet Train

Czy warto obejrzeć „Listy do M. 5”?

Czy premiera radosnego filmu świątecznego, kiedy szalejąca inflacja daje się we znaki każdemu, a na Ukrainie toczy się wojna, jest dobrą decyzją? Otóż tak. Warto choć na dwie godziny zapomnieć o zmartwieniach i zatopić się w bajkowej krainie świąt. Co prawda chwilami nieco przerysowanych, ale wciąż kolorowych i spokojnych. Zabawna i wzruszająca komedia romantyczna zapewnia dużą dawkę humoru. jak na ten gatunek przystało. Ciekawe przygody i perypetie głównych, jak i pobocznych bohaterów intrygują i bawią.

Recenzja Listy do M. 5 / Kino Świat
Recenzja Listy do M. 5 / Kino Świat

Ambicje twórców filmu oraz oczekiwania widzów zdecydowanie się pokrywają. Łukasz Jaworski, autor wielu znanych seriali jak np. „39 i pół” czy „Na noże” przejął pałeczkę od Patricka Yoki. Jednakże racji, że jest to już piąta część cyklu, reżyser musiał się wspiąć na wyżyny możliwości, aby wprawić fanów tej serii w bożonarodzeniowy nastrój, a także ich nie zawieść. Zrobił to jednak tak, jak być powinno.

Czytaj też recenzję serialu Dahmer